popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) more fire crewhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/17191/more-fire-crewNovember 15, 2024, 8:41 ampl_PL © 2024 Admin stronyMore Fire Crew "CV" (Oi! #1)https://popkiller.kingapp.pl/2010-05-26,more-fire-crew-cv-oi-1https://popkiller.kingapp.pl/2010-05-26,more-fire-crew-cv-oi-1December 28, 2013, 8:08 pmMarcin Gontarz2002 to rok, w którym pochowano Królową Elżbietę, Serena Williams pokonała swoją siostrę w finale French Open, a Alicja Janosz wygrała pierwszego polskiego Idola. W Anglii rządził garage, a grime był w powijakach. Z podziemia coraz śmielej wyłaniały się twarze młodych zdolnych takich jak Wiley, czy Kano. Hardkorowe, ryjące czape numery raperów wskakiwały coraz wyżej na listach przebojów. Jedną z ekip, której pierwszym singlem udało się zawojować aż siódme miejsce na oficjalnym UK Charts jest właśnie More Fire Crew. Sprawdźcie jak to brzmiało "Back then", kiedy jeszcze Lethal Bizzle nie miał syndromu rapera, a Dizzee Rascal był tym samym wkurzonym małolatem szczerzącym się z kąta.More Fire Crew jako ekipa powstała jeszcze przed nagraniem pierwszej płyty, kiedy Lethal B (tak, tak ten właśnie Bizzle) i Ozzie B chodzili razem do szkoły. Wkrótce dołączył do nich Neeko, który wsparł skład na "CV". Jaką robili muzykę? Po pierwsze primo - musi być życióweczka, a że jak wiadomo w życiu lekko nie jest to i podkład musi być odpowiednio ciężki i niestrawny dla niewtajemniczonych. Pierwszą rzeczą, która rzuca się na ucho w kontakcie z ich albumem jest surowość brzmienia. Tak minimalistyczne podkłady i oszczędne wykorzystanie instrumentów, że biedniej byłoby chyba tylko wtedy jakby Lethal przygrywałby na grzebieniu. Momentami ma się wrażenie, że wszystkie perkusje pochodzą z jednego pakietu, a wszelkie inne dźwięki z tego samego banku brzmień szkolnego syntezatora. Pierwsze takty mogą okazać się ciężkim przejściem dla wytrawnych słuchaczy bujających westcoastów, czy zagorzałych fanów klimatycznych soulowych sampli, ale naprawdę warto się przez to przegryźć. Dopiero kiedy przyzwyczaimy słuch i nastawimy się pozytywnie na odbiór możemy ogarnąć co tak właściwie się tam dzieje i uzyskać pełen obraz albumu. Muzyka na płycie jest przede wszystkim bardzo zadziorna i ma w sobie ten charakterystyczny pazur, którego oczekuje się po brytyjskich producentach. Jest w niej dużo inspiracji dub'em, ragga, a przede wszystkim UK Garage. Na 'CV" czuć jeszcze bliskość grime'u z tym gatunkiem (szczególnie w "Insecurity"). Wyobraźcie sobie garage'ową, taneczną perkusję, która w pijackim pląsie zaczęła mylić kroki i na twardym groovie złamała ćwierćnuty na szesnastki i szesnastki na ósemki. Ta rytmika jest charakterystyczna zarówno dla płyty More Fire Crew jak i innych grajmowych produkcji. Reszta dźwięków to bass jak ze skitów na pierwszej płycie Wiley'a i skrzypce o cieniutkiej polifonii. Ma to swój urok, bo na takich fundamentach stawiały swoje nutki następne zespoły.Uwaga. To, że w składzie jest Bizzle wcale nie znaczy, że gadane będzie głównie o bzdurach. Wystarczy rzut oka na tracklistę i wiemy już, że tematy nie są szczególnie zaangażowane społecznie, czy politycznie i nie przykładał do nich ręki żaden sławny pisarz, a raczej paru chłopaków ze strefy jarania i rymowania. Co do samego flow to jest tu parę fajnych patentów szczególnie jeśli chodzi o szybką nawijkę i spinanie wersów słowną klamerką. Sprawdźcie kozackie "Still the same" z pyskatym Rascalem na feacie. Chłopaki nie boją się popłynąć słowotokiem jak w "Back then", a z drugiej strony np. w "Denial", czy "Smokin" mamy przeciąganie sylab i nieśpieszny wers za wersem.Kolejną cechą charakterystyczną dla CV jest masakrycznie andergrandowy klimat. Tworzy go właśnie chociażby wyżej wymieniony ascetyzm zachowany w tworzeniu podkładów. Być może wynika to z tego, że chłopaki najzwyczajniej w świecie nie mieli siana na bity od Timbalanda, czy nagrywki na sprzęcie za moją stuletnią pensję i postawieni na równi ze wszystkimi innymi debiutującymi artystami musieli radzić sobie sami. W tym wypadku jak najbardziej wyszło im to na zdrowie. Nagrali płytę spójną od drugiego do przedostatniego numeru, stworzyli własny styl, a ich singlowe "Oi!" jest super-kotem i wcale bym się nie obraził gdyby zagrało choć raz w jakimś dobrym polskim klubie. 2002 to rok, w którym pochowano Królową Elżbietę, Serena Williams pokonała swoją siostrę w finale French Open, a Alicja Janosz wygrała pierwszego polskiego Idola. W Anglii rządził garage, a grime był w powijakach. Z podziemia coraz śmielej wyłaniały się twarze młodych zdolnych takich jak Wiley, czy Kano. Hardkorowe, ryjące czape numery raperów wskakiwały coraz wyżej na listach przebojów.

Jedną z ekip, której pierwszym singlem udało się zawojować aż siódme miejsce na oficjalnym UK Charts jest właśnie More Fire Crew. Sprawdźcie jak to brzmiało "Back then", kiedy jeszcze Lethal Bizzle nie miał syndromu rapera, a Dizzee Rascal był tym samym wkurzonym małolatem szczerzącym się z kąta.More Fire Crew jako ekipa powstała jeszcze przed nagraniem pierwszej płyty, kiedy Lethal B (tak, tak ten właśnie Bizzle) i Ozzie B chodzili razem do szkoły. Wkrótce dołączył do nich Neeko, który wsparł skład na "CV". Jaką robili muzykę? Po pierwsze primo - musi być życióweczka, a że jak wiadomo w życiu lekko nie jest to i podkład musi być odpowiednio ciężki i niestrawny dla niewtajemniczonych. Pierwszą rzeczą, która rzuca się na ucho w kontakcie z ich albumem jest surowość brzmienia. Tak minimalistyczne podkłady i oszczędne wykorzystanie instrumentów, że biedniej byłoby chyba tylko wtedy jakby Lethal przygrywałby na grzebieniu. Momentami ma się wrażenie, że wszystkie perkusje pochodzą z jednego pakietu, a wszelkie inne dźwięki z tego samego banku brzmień szkolnego syntezatora. Pierwsze takty mogą okazać się ciężkim przejściem dla wytrawnych słuchaczy bujających westcoastów, czy zagorzałych fanów klimatycznych soulowych sampli, ale naprawdę warto się przez to przegryźć. Dopiero kiedy przyzwyczaimy słuch i nastawimy się pozytywnie na odbiór możemy ogarnąć co tak właściwie się tam dzieje i uzyskać pełen obraz albumu.

Muzyka na płycie jest przede wszystkim bardzo zadziorna i ma w sobie ten charakterystyczny pazur, którego oczekuje się po brytyjskich producentach. Jest w niej dużo inspiracji dub'em, ragga, a przede wszystkim UK Garage. Na 'CV" czuć jeszcze bliskość grime'u z tym gatunkiem (szczególnie w "Insecurity"). Wyobraźcie sobie garage'ową, taneczną perkusję, która w pijackim pląsie zaczęła mylić kroki i na twardym groovie złamała ćwierćnuty na szesnastki i szesnastki na ósemki. Ta rytmika jest charakterystyczna zarówno dla płyty More Fire Crew jak i innych grajmowych produkcji. Reszta dźwięków to bass jak ze skitów na pierwszej płycie Wiley'a i skrzypce o cieniutkiej polifonii. Ma to swój urok, bo na takich fundamentach stawiały swoje nutki następne zespoły.

Uwaga. To, że w składzie jest Bizzle wcale nie znaczy, że gadane będzie głównie o bzdurach. Wystarczy rzut oka na tracklistę i wiemy już, że tematy nie są szczególnie zaangażowane społecznie, czy politycznie i nie przykładał do nich ręki żaden sławny pisarz, a raczej paru chłopaków ze strefy jarania i rymowania. Co do samego flow to jest tu parę fajnych patentów szczególnie jeśli chodzi o szybką nawijkę i spinanie wersów słowną klamerką. Sprawdźcie kozackie "Still the same" z pyskatym Rascalem na feacie. Chłopaki nie boją się popłynąć słowotokiem jak w "Back then", a z drugiej strony np. w "Denial", czy "Smokin" mamy przeciąganie sylab i nieśpieszny wers za wersem.

Kolejną cechą charakterystyczną dla CV jest masakrycznie andergrandowy klimat. Tworzy go właśnie chociażby wyżej wymieniony ascetyzm zachowany w tworzeniu podkładów. Być może wynika to z tego, że chłopaki najzwyczajniej w świecie nie mieli siana na bity od Timbalanda, czy nagrywki na sprzęcie za moją stuletnią pensję i postawieni na równi ze wszystkimi innymi debiutującymi artystami musieli radzić sobie sami. W tym wypadku jak najbardziej wyszło im to na zdrowie. Nagrali płytę spójną od drugiego do przedostatniego numeru, stworzyli własny styl, a ich singlowe "Oi!" jest super-kotem i wcale bym się nie obraził gdyby zagrało choć raz w jakimś dobrym polskim klubie.


]]>